sobota, 13 grudnia 2014

WILGOTNE CYTRYNOWE CIASTO JOGURTOWE z gorzką czekoladą

Mam dzisiaj dla Was połączenie niesamowicie smaczne - kwaśność cytryny i słodycz gorzkiej czekolady...Brzmi mniam? oj tak!! u nas już znika całkiem szybko z blachy...może i Wam zasmakuje - jest ciężkie i gliniaste (troszkę zakalcowate ;) ) jak brownie, ale genialnie wilgotne i orzeźwiające. No i co chwilka  napotyka się kawałek mięciutkie czekolady.... Pyszna sprawa...

Potrzebujecie:
150 g mąki pszennej
200 g mielonych migdałów
150 g cukru
1 opakowanie cukru waniliowego
2 łyżeczki proszku do pieczenia
150 g jogurtu
sok z 3 cytryn
skórka z 2 cytryn - starta na tarce
2 jajka
1/2 kostki masła - roztopionego

gorzka czekolada pokrojona na kawałki

A robi się je tak:
suche produkty mieszamy ze sobą w jednej misce i odstawiamy na bok. W rondelku rozpuszczamy masło i pozwalamy mu wystygnąć. W drugim naczyniu ubijamy jajka - jak już staną się puszyste dodajemy jogurt i masło. Nadal ubijamy mikserem. Dodajmy sok z cytryn - ja zawsze wyciskam go nad sitkiem - wtedy mam pewność, że pestki nie znajdą się w środku. Dalej ubijamy mikserem jeszcze przez chwilkę. Gdy masa będzie jednolita dodajmy po troszkę suchych składników i ciągle mieszamy. Gdy całość mamy już połączoną - wsypujemy poszatkowaną czekoladę gorzką i mieszamy delikatnie łyżką. Gotowe surowe ciasto przekładamy do tortownicy i pieczemy w temperaturze 180 stopni około 35 - 40 min. Jeśli spróbujecie jeszcze ciepłe - czekolada pięknie będzie wypływać ze środka....Ach cóż to za smak!!!!

wtorek, 9 grudnia 2014

BRUKSELKA - boskie odkrycie!

Niech zgadnę - nie przepadacie za brukselką. TO dokładnie tak jak my....do tej pory nie lubiliśmy jej wcale, ani troszkę, ani tyci tyci.... Do czasu kiedy nie postanowiłam jej spróbować jeszcze raz ale inaczej...No powstała - całkiem inna, bogatsza w smaku i aromacie...zaskakująca i bosko smaczna...Jeśli macie odwagę i ochotę dać brukselce jeszcze jedną szansę - polecam!

Potrzebujecie:
około 0,5 brukselki
1 łyżka oleju
dwie łyżki miodu
3 łyżki sosu sojowego
pieprz
pokrojone w plasterki 4 ząbki czosnku
łyżeczka musztardy - najlepiej ostrej

A sprawa ma się tak:
Brukselkę gotujemy na parze około 25 min.
W tym czasie przygotowujemy nasz sekretny sosik - na patelnię (dość dużą - bo musi się na niej finalnie znaleźć cała brukselka) wlewamy olej wraz z sosem sojowym, rozgrzewamy troszkę i dodajemy czosnek - smażymy, ale nie w wysokiej temperaturze, żeby czosnek się nie spalił :)
Po chwili dodajmy musztardę i miód - mieszamy i jeszcze troszkę smażymy. Gdy brukselka się ugotuje przekrawamy ją na połówki i wrzucamy na naszą gorącą i pełną smaku i aromatu patelnię. Mieszamy co chwilkę - tak by każda z połówek miała szansę dotknąć sosu. Zwiększamy temperaturę i mocniej podsmażamy całość. GOTOWE! Brzmi dobrze? ;)

sobota, 6 grudnia 2014

TIRAMISU - wersja moja własna

SOBOTA! Radość z bycia w domu i czasu spędzonego razem...wizyty rodzinne i u przyjaciół...to chyba mój ulubiony dzień..od pracy wolne a jeszcze nie niedziela... Sobota bez deseru to nie sobota! mam dzisiaj dla Was coś specjalnego - TIRAMISU w mojej wersji...nie tak słodkie jak oryginalne, bo przełamane malinami, nie tak ciężkie, bo bez jaj - tylko mascarpone..Fantastycznie delikatne i orzeźwiające a przy tym zaspokajające wszystkie ochotki na słodkości...Zapraszam do wypróbowania.. -mój Tato mówi, że lepszego nad moje TIRAMISU nie ma na całym świecie!! :)

Potrzebujecie:
około pół kg malin - w lecie oczywiście świeżych a teraz mrożonych ( nadają się doskonale)
pół słoiczka dżemu malinowego
dużą paczkę biszkoptów
mocną zaparzoną w ekspresie kawę - najlepiej podwójną porcję
pół kg serka mascarpone
3 łyżki jogurtu naturalnego
1 łyżka cukru pudru

Zabieramy się do pracy:
Maliny rozmrażamy - i odsączamy! To ważne - bo nie mogą być za mokre. Gdy są już gotowe mieszamy je delikatnie z dżemem malinowym. Odstawiamy na bok. Mascarpone mieszamy z jogurtem naturalnym i łyżką cukru pudru. Bardzo dokładnie i energicznie łączymy te składniki - musi powstać idealnie gładziutka masa. Odstawiamy na bok. Zaparzamy kawę.
Bierzemy dużą szklaną (najlepiej przezroczystą miskę) i zaczynamy zabawę w warstwowe
układnie 1. biszkopty namaczamy (zależnie od ich twardości sekundę lub dwie dosłownie) w kawie i układamy w misce
2. na biszkoptach ląduje warstwa masy serowej
3. a na niej maliny
i tak aż się skończą nasze składniki
Wkładamy do lodówki - na co najmniej dwie godzinki. Wygląda i smakuje obłędnie - przekonacie się!!

wtorek, 2 grudnia 2014

PRAŻUCHY - tradycja na talerzu


Ten przysmak serwowała moja śp. Babcia.... potem pałeczkę przejęła Ciocia (jej córka) a w ubiegłą niedzielę o przepis poprosiłam Ciocię  -ja... PRAŻUCHY to coś przypominającego placki ziemniaczane, a jednak inne. Składników co kot napłakał, a smak bogaty. To prawdziwy powrót do przeszłości na talerzu... Warto spróbować jeśli lubicie takie swojskie smaki.. Wspaniale łączy się z mięsiwem typu gęś, kaczucha lub królik... rzućcie okiem, może Wam się spodoba :)


Potrzebujecie (porcja dla 4 osób):
około 1 kg ziemniaków
2 cebule
2 łyżki mąki pszennej
1 jajko
sól (dość sporo)
pieprz

Jak się zabrać za prażuchy?
już mówię - ziemniaki obieramy i ucieramy na najmniejszych oczkach lub w przypadku maszynistów zamieniamy je w miazgę ;) dodajemy cebulę i również ją ścieramy jak najdrobniej.. Do ziemniaków z cebulą dodajemy jajko, mąkę, sól i pieprz. Mieszamy i odstawimy na chwil parę. Po chwili sprawdzamy czy postała masa nie jest zbyt rzadka - musi być raczej odrobinę bardziej gęsta niż na zwykłe placki. Jeśli jest troszkę za wodnista - dodajemy jeszcze troszkę mąki.
Na patelni rozgrzewamy tłuszcz. Najlepiej jest mieć jakiś tłuszcz z kaczki lub gęsi- wtedy nadamy naszym prażuchom odrobinę innego smaku :) jeśli nie mamy to olej jest ok :) i zaczynamy smażenie :)
na patelnię nakładamy nie za grubą warstwę ziemniaków i smażymy chwilkę, po czym byle jak przewracamy je i znowu smażymy i jeszcze raz i jeszcze raz.... aż z każdej strony uzyskamy chrupiącą skorupkę. Wtedy prażuchy są gotowe :) podajemy do mięsa lub z sosem.... MNIAM...!!!!

sobota, 29 listopada 2014

ŚMIETANOWY SOS KAPAROWY - do łososia jak znalazł!

Już jakiś czas temu nasi najdrożsi Przyjaciele zaprosili nas na wieczorne ucztowanie...ach cóż to były za smaki...Łososia uwielbiamy, ale smak tego wieczoru został i zostanie w mojej pamięci na długo...
Ryba była - jak to łosoś potrafi - delikatna sama w sobie, bez zbędnych dodatków, które w moim mniemaniu często 'psują' smak :) a więc ryba z solą i pieprzem oraz odrobiną cytryny...PYCHA...
Ale Kochani do niej podano ŚMIETANOWY SOS KAPAROWY - przepis przywieziony prosto z Norwegii - oj! i tu przepadliśmy :) tak genialnie pasuje łososia, że od tamtej pamiętnej kolacji gości na naszym stole ilekroć pojawia się na nim łosoś z piekarnika....
POLECAM z całego serca!

Potrzebujecie:
około 150 g słodkiej śmietany 12%
garść kaparów w zalewie
odrobinę zalewy z kaparów
łyżeczkę cukru

Śmietanę mieszamy z cukrem i zalewą z kaparów. Dosładzamy. Uwaga - ten sos nie może być cierpki ani za słony. Dlatego musicie spróbować i w miarę potrzeb dosypać jeszcze troszkę cukru.
Na koniec dodajemy kapary - jeśli macie maleńkie, wtedy dajcie je w całości, a jeśli macie te większe - przekrójcie je na połówki. Mieszamy i polewamy sobie sosikiem rybę..... Łatwizna! A smak naprawdę jak z dalekiej podróży.... :)


czwartek, 27 listopada 2014

CHRUPIĄCE ZIEMNIAKI Z ZIELONĄ CEBULKĄ I SOSEM WINEGRET

Ślinka leci na samą myśl o nich...delikatne i chrupiące zarazem...tradycyjne a jednak z domieszką czegoś nowego...proste a zadziwiająco wykwintne...danie samo w sobie lub dodatek do mięsa/ryby...aksamitnie miękkie w środku połączone z lekką chrupkością skorupki...zapraszam na moje CHRUPIĄCE ZIEMNIAKI Z ZIELONĄ CEBULKĄ I SOSEM WINEGRET!


Na porcję dla 4 osób potrzebujecie:
6 dużych ziemniaków
pęczek zielonej cebulki
odrobinę masła klarowanego

+ sos winegret (tutaj )

A co trzeba z nimi zrobić?
Obieramy ziemniaki i gotujemy w osolonej wodzie. Nie mogą być zbyt miękkie - dlatego trzeba ich pilnować ;) Po ugotowaniu i odcedzeniu zostawiamy je do ostygnięcia, ale bez przykrycia. Nie muszą być zupełnie zimne kiedy będziecie je kroić na nierówne kawałki i wrzucać na patelnię. Dodajemy odrobinę masła klarowanego i tak długo podsmażamy ziemniaki mieszając co chwila, aż zaczną się rumienić i przypiekać z różnych stron. Smażymy je jeszcze chwilę - do momentu, kiedy uznacie, że jest dobrze.
Siekamy cebulkę.
Robimy sos winegret.
Gotowe i gorące ziemniaczki przekładamy do dużej michy. Posypujemy zieloną cebulką i polewamy sosem....
Tylko tyle lub aż tyle...Spróbujcie i oceńcie sami!! :)



wtorek, 25 listopada 2014

CRUMBLE Z JABŁKAMI

Jabłka są genialne pod każdą chyba postacią - ale jest taka jedna, która całą resztę pozostawia w tyle... To szarlotka :) chyba się zgodzicie ze mną, prawda? Dzisiaj mam dla Was jedną z moich ulubionych opcji szarlotkowych - CRUMBLE Z JABŁKAMI. Crumble jest fajne zazwyczaj z kwaśnymi owocami. Idealne z rabarbarem, ale równie dobre z kwaśnymi jabłkami takimi jak np. szara reneta. Muszę Wam się do czegoś przyznać właśnie zajadam porcję jeszcze gorącego crumble z jabłkami...co za smak!!!

Crumble (kruszkonka):
300 g mąki pszennej
120 g cukru
200 g masła

Masło kroimy na kawałki. Dosypujemy do niego cukier i mąkę. Wyrabiamy tak jak kruche ciasto Składniki muszą się połączyć ale zostać sypkie. Wkładamy do lodówki.
Teraz czas na piekarnik - nagrzewamy go do temp. 180 stopni.

Jabłka:
około 2 kg jabłek kwaśnych - najlepsza zdecydowanie jest szara reneta
2 łyżki soku z cytryny
30 g cukru
2 łyżki cynamonu

Jabłuszka obieramy i wycinamy gniazda. Kroimy na kawałki - nieduże. Wrzucamy do garnka. dodajmy całą resztę i smażymy na średnim ogniu - uwaga, żeby się nie przypaliły. Jabłuszka muszą zmięknąć i nabrać brązowego koloru.

Na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia rozsypujemy połowę crumble - nie musi być idelanie równo - hihih ja wolę jak jest nierówno i idealnie nieidealnie :). Na to wykładamy jabłka (gorące). I na górę znowu crumble - cała porcja, która nam została. Do piekarnika na około 30 min. Kruszonka musi
się zrumienić. Gotowe. Serwujemy gorące, bądź ciepłe, bądź zimne. Można z lodami lub bez. Wszelkie kombinacje dozwolone. Jeśli dacie się na mówić na spróbowanie CRUMBLE choć raz - już nigdy nie przestaniecie go piec......



piątek, 21 listopada 2014

PIECZONY ŁOSOŚ odrobinę INACZEJ


Rybka samo zdrowie, prawda? ale czasem jakoś wydaje mi się, że smakuje monotonnie...dlatego dziś w innej odsłonie - zawadiacko pyszny i frapująco inny - PIECZONY ŁOSOŚ Z AWOKADO, SAŁATĄ, PRAŻONYMI NERKOWCAMI I SŁONECZNIKIEM podany z sosem winegret... NIEBO W GĘBIE PO PROSTU!!!chce się więcej i więcej...sprawdźcie :)

Potrzebujemy ( na trzy porcje):
łososia świeżego - około 400 g
garść nerkowców
garść ziaren słonecznika
opakowanie mieszanki sałat
1 awokado
pieprz i sól

sos winegret, ale bez czosnku

A sprawa prezentuje się tak.
Łososia solimy i pieprzymy i wkładamy do piekarnika (200 stopni) na około 20 min. Musi się ładnie podpiec. W tym czasie wcale nie odpoczywamy tylko wrzucamy na małą patelnię nerkowce i słonecznik. Prażymy.Uważajcie żeby ich zbytnio nie przypalić. Zabieramy się za awokado - obieramy i kroimy w kawałki. A wiecie o tym, że awokado lubi czuć, że jego pestka jest blisko - jak jej nie ma denerwuje się i czernieje; ale gdy jest blisko (wystarczy, że leży koło niego) już jest szczęśliwe i na pewno uraczy nas
swoją piękną zielenią :) Robimy sos.
Na talerze wykładamy sałatę, gorącego jeszcze łososia kroimy na kawałki i układamy na sałacie, potem awokado, posypujemy orzechami i ziarnami słonecznika i polewamy sosem. Podajemy na ciepło. Brzmi kusząco? oj tak! -  sami przyznajcie!! Cudownie prosta i genialnie smaczna opcja na rybny obiadek....


wtorek, 18 listopada 2014

CHAŁKA - smak dzieciństwa




Już wiecie, że do drożdżowego słabość wielką mam... Dzisiaj coś co u nas w domu zawsze wywołuje ogromny entuzjazm i radość. No tak!,no bo co kojarzyć może się lepiej niż słodkie, jeszcze cieplutkie, pachnące wanilią i masłem ciasto drożdżowe....? toż to zapach przytulnego domu i rodzinnego ciepełka zaserwowany na talerzyku....Gdy pojawia się na kuchennym blacie nóż jest w ciągłym użyciu, a Ci którzy kroić jeszcze nie potrafią wołają w kółko - mama jeszcze chcę tej pysznej  bułeczki! Potrzeba Wam jeszcze więcej zachęt...? :)

Potrzebujecie:
500 g mąki pszennej
30 g drożdży świeżych
1 szklanka ciepłego mleka
3 łyżki masełka (roztopionego)
1 opakowanie cukru waniliowego
szczypta soli
1 jajko
50 g cukru

+ jajko do posmarowania góry

A zabieramy się za nią tak:)
W rondelku roztapiamy masło i podgrzewamy troszkę mleko. Robimy zaczyn z drożdży - czyli w miseczce kruszymy drożdże, dodajemy troszkę mleka i mąki, i cukru; mieszamy i odstawiamy na parę chwil w ciepłe miejsce, żeby drożdże ruszyły. Do miski, w której będziemy wyrabiać ciasto wsypujemy wszystkie suche składniki a później dodajemy mokre wraz z zaczynem. Wyrabiamy ciasto - tak długo aż będzie jednolite i miękkie i serce Wam podpowie,że to już ;)
Odstawiamy na bok w ciepłe miejsce przykryte ściereczką aż podwoi swoją objętość. Po tym czasie dzielimy na trzy części i formujemy -jak to nazywa Bruno- węże ;) Łączymy je na jednym z końców i zaplatamy warkocz :) łączymy końcówki z drugiej strony i gotowe. Smarujemy roztrzepanym jajkiem.  Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 175 stopni  na około 25 min.
Wyciągamy i pałaszujemy ze smakiem. :)







poniedziałek, 17 listopada 2014

BULION Z SUSZONYCH BOROWIKÓW MOJEJ MAMY podawana z tagiatelle.


Ta zupa to jest mistrzostwo świata! Jej smak to moje wspomnienie dzieciństwa ale również pełnia wykwintności choć składników jak na receptę...Jest tak esencjonalna i tak idealna, że nie potrzeba nic więcej....Przy pierwszym skosztowaniu może dziwić, ale każda następna łyżka daje wrażenie totalnej pełni i głębi smaku... To jakaś magia tradycji chyba... Spróbujcie BULIONU Z SUSZONYCH BOROWIKÓW MOJEJ MAMY!

Na zupę potrzebujemy:
40 g suszonych borowików
wodę
sól

Na zasmażkę:
1 łyżka masła
2 łyżki mąki pszennej

Do garnka (tego, w którym będziecie gotowali zupę) wrzucamy grzyby zalewamy wodą i gotujemy przez około 15 min. Aż zmiękną. Solimy - dość sporo (dokładnie nie jestem wstanie podać ilości, bo każdy lubi inaczej, także proszę próbujcie!) Po tym czasie z wywaru wyciągamy grzybki na deskę i kroimy na mniejsze kawałki. Wrzucamy do garnka z powrotem i nadal gotujemy na bardzo wolnym ogniu. Teraz czas na leciutką zasmażkę. W małym rondelku roztapiamy łyżkę masła i dodajemy mąkę, przesmażamy całość. Do zasmażki dolewamy powoli jedną lub dwie chochelki zupy i rozprowadzamy ją by nasza zasmażka była gładziutka bez grudek. Dodajmy ją do zupy, GOTOWE.
Podaję ją z ugotowanym al dente tagiatelle. NIC WIĘCEJ MI DO SZCZĘŚCIA NIE POTRZEBA...



MEGA CZEKOLADOWE CIASTO Z WIŚNIAMI

Kto lubi czekoladę ręka do góry! JA JA JA i jeszcze raz jaaaaa a potem chyba większość z Was, prawda? Jem ją raczej rzadko, ale za to jak już jem to w wersji najlepszej - gorzkiej jeszcze lepiej w postaci MEGA CZEKOLADOWEGO CIASTA Z WIŚNIAMI :) Takie mokre i ciężkie tworzy idealną parę z wiśniami. Jeśli choć troszkę jesteście ciekawi, to zapraszam do pieczenia :)

Na dużą tortownicę potrzebujecie:
3 czekolady gorzkie - niezła porcja, prawda?
9 jajek
1,5 kostki masła
400 g cukru - tak tak! nie pomyliłam się ;)
150 g mąki - tutaj przynajmniej jest malutko ;)
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
wiśnie drylowane w słoiku
galaretka wiśniowa - lub jakaś inna ciemna ;)

Do pracy :)Tym razem piekarnik na 175 stopni. 
W rondelku roztapiamy masło i czekolady. Mieszamy i odstawiamy żeby przestygło. Mikserem ubijamy jajka - białko+żółtko. Gdy zaczną się robić puszyste dodajemy cukier i ubijamy dalej. Następnie czas na mąkę i proszek do pieczenia. Całość ubijamy jeszcze chwilkę. Do jajecznej masy dolewamy roztopioną czekoladę z masełkiem i całość mieszamy aż do połączenia. Nie przejmujcie się ciasto ma być takie rzadkie i płynne. Przelewamy do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia. Czekoladowiec powinien być w piekarniku od 40 do 55 min. Musicie sprawdzać patyczkiem. Często na samej górze powstaje taka sucha warstwa ale pod spodem ciasto jest jeszcze zupełnie nie upieczone. Patyczek decyduje - pamiętajcie! Upieczone ciacho wyciągamy z piekarnika i pozwalamy mu całkowicie ostygnąć. Potem kroimy na dwa blaty. 
W czasie, gdy ciasto się piecze lub nawet przed rozpoczęciem przygotowywania ciasta dobrze jest zając się wisienkami - bo one będą musiały ostygnąć i stężeć. Tak więc - do garnuszka przelewamy całą zawartość słoika czyli wiśnie i sok. Doprowadzamy do wrzenia i ściągamy z palnika. Wsypujemy galaretkę i mieszamy by dobrze się rozpuściła. Odstawiamy na bok do ostygnięcia  - ja najczęściej wystawiam na zewnętrzny parapet - szybciej stygnie i tężeje. Po wystygnięciu może ją też włożyć do lodówki, ale doglądajcie jej często, żeby nie było za późno i nie była już twarda. 
Ostudzone ciasto przekładamy tężejącą galaretką z wiśniami i wio jeszcze do lodówki. Gotowe.
Ja najczęściej dodaje jeszcze z góry mascarpone, ale nie zawsze. Można zrobić jak się chce. PYCHA!!! Daje totalne czekoladowe zaspokojenie.... :)




środa, 12 listopada 2014

WILGOTNE CUKINIOWE CIASTO KOKOSOWE - zdrowe na maksa!


Oj jak ja kocham eksperymenty - szczególnie te, które kończą się takim sukcesem jak ten...JUŻ zjadałam dwa kawałki - a 15 min temu je skończyłam....mniam! A do tego moi kochani jest bez cukru, bez tłuszczu i bez mąki :) brzmi jeszcze pyszniej, no nie? Idealnie w swojej konsystencji, cudnie wilgotne i lekkie...Spróbujcie koniecznie mojego WILGOTNEGO CUKINIOWEGO CIASTA KOKOSOWEGO! 
przed pieczeniem


Potrzebujecie:
Na ciasto:
1/3 dużej cukinii
250 g mielonych migdałów
2 jajka
2 łyżeczki proszku do pieczenia
sok z 1,5 cytryny
150 ml mleczka kokosowego
150 g wiórków kokosowych

Na polewę:
po upieczeniu
2 łyżki miodu
1 łyżka gorzkiego ciemnego kakao

No to do dzieła! Nagrzewamy piekarnik do 180 stopni.  Cukinię ucieramy na tarce - na dużych oczkach wraz ze skórką (potem w cieście widać gdzieniegdzie kawałki zielonego - to intrygująco wygląda - bo cukinii nie czuje się w cieście w ogóle!). Do miski wsypujemy mielone migdały,dodajemy wiórki kokosowe i proszek do pieczenia. Mieszamy suche składniki ze sobą. Następnie dodajemy mokre - jajka, sok z cytryny, mleczko kokosowe oraz cukinię. Miksujemy ze sobą aż do połączenia składników. Masa jest już gotowa więc nie  pozostaje nam nic jak tylko przełożyć ją do tortownicy i włożyć do piekarnika na około 30 - 35 min.(do suchego patyczka). Po tym czasie wyciągamy  pięknie pachnące ciacho z pieca i studzimy je. Robimy polewę. W rondelku rozgrzewamy miód i dodajemy kakao. Żwawo mieszamy żeby kakao połączyło się z miodem. Odstawiamy na chwilkę na bok i polewamy ciasto. BOSKIE, prawda? nic dodać nic ująć - ciacho marzenie! i to dla wszystkich - alergików też!




niedziela, 9 listopada 2014

KACZUSIA NA JABŁKACH Z MAJERANKIEM

Kaczucha - mniam! tylko dobrze zrobiona!! Często jest za twarda albo za tłusta...czasem mięso za krótko poleży w marynacie i nie przejdzie nią wystarczająco...Mój sposób na KACZUSIĘ NA JABŁKACH Z MAJERANKIEM podaję Wam z pełną odpowiedzialnością - wyjdzie na pewno! tylko miejcie dla niej tyle czasu ile naprawdę potrzebuje ;) Będzie idealnie miękka w środku i będzie miała aromatycznie chrupiącą skórkę - po prostu miodzio, cudo, niebo w gębie ;)

Potrzebujecie (na 4 porcje):

  • 4 piersi z kaczki (wolę piersi niż całą panią kaczkę - bo najczęściej jest tak, że z ogromnej kaczki zostanie tyle co kot napłakał - ale za to całą brytfanka tłuszczu ;))
  • 4 ząbki czosnku
  • 2 łyżki majeranku
  • 2 łyżeczki soli
  • jabłko
  • naczynie od spodu
  • 1 szklanka soku jabłkowego
Zaczynamy dzień przed planowanym podaniem :)
Robimy banalnie prostą marynatę - sól + czosnek (potraktowany praską) + majeranek, Smarujemy piersi z każdej strony i wkładamy na noc do lodówki. 
Następnego dnia na dnie brytfanki lub naczynia żaroodpornego układamy jabłko pokrojone na kawałki. Na tych jabłuszkach układamy kaczkę - skórą do góry. Dolewamy sok jabłkowy - uważajcie, żeby zrobić to tak, żeby nie spłukać marynaty ze skóry. Soku musi być tyle by sięgał do wysokości skóry. Nie wyżej! 
Wkładamy do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i pieczemy pod przykryciem około 45 min. Następnie odkrywamy naczynie. Ważne aby mięsko było w sosie a skórka poza nim - żeby się pięknie przypiekała. Doglądamy i dolewamy soku w razie potrzeby. Tak pieczemy kolejne 45 min. Po tym czasie kaczka jest idealnie upieczona, krucha w środeczku i chrupiąca z góry..... mmmmmm


przed pieczeniem